Już połowa marca, najwyższy czas na podsumowania lutego. Zabierałam się za nie już kilka razy, ale najpierw nie miałam siły przez chorobę, a teraz remont w pokoju Bartusia pochłania całą moją uwagę i czas. Dzisiaj jednak głównie leżę, a ponieważ luty był krótkim i spokojnym miesiącem – postanowiłam zabrać się za jego podsumowanie.
Costa Fortuna
W lutym chłopcy mieli ferie. Zgodnie z obietnicą mieliśmy dla kontrastu z zimą, pojechać w jakieś ciepłe miejsce. Ponieważ pierwszy tydzień swoich ferii Igorek musiał oddać na Projektwoche, został nam do wykorzystania drugi tydzień. Wyjątkowo nie organizowaliśmy wyjazdu sami tylko udaliśmy się do biura podróży. I ku mojemu przerażeniu, jedyną godną uwagi ofertą okazał się rejs statkiem.
Ja za wodą delikatnie mówiąc nie przepadam. Ale nie chciałam aby przez moją fobię chłopaki stracili okazję na wyjazd i kąpiel w morzu. Dlatego zgodziłam się na statek. Gdy pierwszy raz weszłam do naszej kajuty myślałam, że nie dam rady. Zamknęłam się w łazience i ze łzami w oczach zastanawiałam „po jakiego grzyba postanowiłam być taka dzielna”. 😉
Ostatecznie 6 dni rejsu statkiem Costa Fortuna przeżyłam całkiem spokojnie. Co prawda nie mogłam podchodzić do burty ani wyglądać przez okno, ale poza tym udawało mi zapominać, że jestem na statku. Tylko raz strasznie w nocy bujało, ale podczas kolacji rozpoczęłam “znieczulanie” i z odpowiednią dawką alkoholu we krwi udało mi się całkiem szybko zasnąć i przespać noc.
Stały ląd
Najbezpieczniej jednak czułam się na stałym lądzie. Dlatego z ogromnym entuzjazmem podchodziłam do wycieczek, bo dzięki nim mogłam pod stopami poczuć stabilne podłoże. Kto obserwuje moje konto na Instagramie zapewne już wie, że zwiedziliśmy Maskat czyli stolicę Omanu. Zabraliśmy chłopców na pustynię w okolicach Abu Zabi (stolica Zjednoczonych Emiratów Arabskich). A w Dubaju podziwialiśmy budowle bijące najróżniejsze światowe rekordy.
Wirusy
Ostatnie dwa dni rejsu odbywałam z zapchanym nosem i bólem głowy. Po powrocie chory był już także Mój Mąż, a później kolejno dochodzili chłopcy. Wszystko ciągnęło się ponad dwa tygodnie i właściwie do dzisiaj nikt z nas nie powrócił jeszcze do pełnej formy. Dawno tak długo nie chorowaliśmy. Podobno wszędzie panoszą się teraz jakieś przedziwne wirusy.
Testy alergologiczne
Pod koniec lutego byłam z Bartusiem w szpitalu na serii badań i testów alergologicznych. W ten sposób rozpoczęliśmy oficjalną drogę do wieloletniego procesu odczulania. Jeżeli na takową dostaniemy zgodę, bo lekarz kilkukrotnie pytał nas, czy napewno te dolegliwości pogarszają standard życia Bartka, in. czy tak bardzo ci to smarkanie, kichanie i swędzenie oczu przeszkadza? 😉
Taki był luty. Krótki i podzielony na pół. Pierwsza połowa słoneczna, ciepła i wakacyjna. Druga bura, wilgotna i przechorowana. Nawet nie zauważyłam, a mamy połowę marca i nasz Igorek będzie zdmuchiwał 10 świeczek na torcie. ???
Ostatnio komentowane