Dopiero co narzekałam na Lekcje Madame Chic, a dzisiaj innymi lekcjami tej francuskiej arystokratki muszę się pozachwycać.
Wiecie, że nie mogłam przebrnąć przez pierwszą z książek Jennifer L. Scott. Już po napisaniu posta sięgałam do niej jeszcze ze dwa razy, ale nic się nie zmieniło – książki nie przeczytałam do końca. Mimo wszystko z półki na swoim Kindlu wybrałam kolejną książkę tej autorki.
Przyznam, że już z powodu samego tytułu lepiej byłam nastawiona do tej drugiej pozycji, bo zawsze bardziej zajmował mnie dom niż moda, bez względu na to jak szeroko potraktujemy oba tematy. Dlatego całkiem dobrze nastawiona zasiadłam do czytania
W domu Madame Chic.
Jak urządzić przytulne mieszkanie i celebrować codzienność?
Na początku zdradzę tajemnicę. Od dłuższego czasu czułam potrzebę wprowadzenia zmian w naszym domu. Głównie wizualnych. Może dlatego ta książka tak mi się spodobała, bo idealnie trafia w mój aktualny nastrój. Już chyba w drugim rozdziale pada zdanie, które dla mnie jest jak objawienie, a może raczej rozgrzeszenie.
większość ludzi na jakimś etapie życia przechodzi okres rozczarowania swoim miejscem zamieszkania. To zupełnie naturalne.
Rozgrzeszenie, bo dobrze jest wiedzieć, że człowiek nie jest sam. Nie tylko ja mam chwile zwątpienia i mniej przychylne uczucia względem własnego mieszkania. Chociaż jego posiadanie napawa mnie ogromną dumą, to jednak ostatnio coś jest nie tak. Okazuje się, że takie okresy są naturalne.
W książce poruszanych jest wiele różnych tematów, również urodowych, a nawet modowych. Temat domu potraktowany jest bardzo szeroko, ale to rozdział “Zakochaj się w swoim domu na nowo” tak dobrze nastawił mnie do całej lektury. Chyba nie bez znaczenia pozostaje fakt, że tym razem postać Madame Chic jest o wiele mniej widoczna.
Francja jest malowniczym tłem, ale tym razem autorka bardziej skupia się na własnych doświadczeniach. Owszem, inspiruje się francuskim stylem życia (i bycia), ale jest to mniej akcentowane, a przez to dla mnie bardziej „zjadliwe”. Madame Chic w takiej ilości jestem w stanie zaakceptować, a nawet docenić.
Po przeczytaniu tej książki pomyślałam nawet o porządkach w szafie, do czego pierwsza lektura nie potrafiła mnie skłonić. Najbardziej jednak podoba mi się idea celebrowania chwil. Doceniania życia tu i teraz, w tym konkretnym momencie. I wiece co pomyślałam? Ja kiedyś tak miałam…
Zawsze bardzo lubiłam prowadzenie domu. Bycie kurą domową nie wpędzało mnie w kompleksy, a dbanie o rodzinę i dom sprawiało satysfakcję i dostarczało wiele radości. Było wyzwaniem, a poprzeczkę stawiałam sobie naprawdę wysoko. Jednak w pewnym momencie zaczęłam to tracić.
Dałam sobie wmówić, że skoro nie pracuję zawodowo, to jestem gorsza. Nieważne jak bardzo bym się starała i jak serio traktowała obowiązki związane z domem. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ludzi, którzy nie patrzyli na mnie z politowaniem słysząc, że zajmuję się domem.
Mój Mąż na pytanie, co robi Pana żona, odpowiada „Moja Żona pracuje w domu”. W dzisiejszych czasach wiele osób pracuje na zasadach home office. Pada zatem kolejne pytanie „Ale co dokładnie robi?”. „Zajmuje się domem.” „Aha, czyli nie pracuje”.
Pracy, którą trudno przeliczyć na godziny, a już zupełnie nie da się wycenić – nie traktuje się serio. To naprawdę potrafi być frustrujące, chociaż sama wiem, że nie musi. Ja bardzo długo byłam szczęśliwa w swojej roli.
Jednak nie na tym chciałam się skupić. Mówiłam, że Jennifer L. Scott szybko mnie kupiła, bo jej słowa trafiły na podatny grunt. Od pewnego czasu czułam potrzebę zmian w naszym otoczeniu. Zmian takich czysto namacalnych.
Gdy przeprowadziliśmy się do obecnego mieszkania byłam przeszczęśliwa. Nigdy nie przypuszczałam, że będziemy tak mieszkać. Nie chodzi o to, że mamy złote klamki i meble od najsłynniejszych projektantów. Nie. Królują u nas meble ze szwedzkiej sieciówki i nigdy mi to nie przeszkadzało.
Zawsze miałam ogromną frajdę z dopieszczania domu, i nie potrzebowałam do tego wymyślnych produktów, sygnowanych znaną marką czy słynnym nazwiskiem. Wolę kreatywną zabawę, chociaż szczerze mówiąc marna ze mnie dekoratorka wnętrz. Liczył się moment i przyjemność.
Poczucie estetyki i gust to kwestie bardzo indywidualne i dyskusyjne. Póki my sami dobrze czujemy się we własnej przestrzeni, do tego momentu wszystko powinno grać. Ja od pewnego czasu miałam z tym problem. Postanowiłam to zmienić.
Należę do tych osób które, aby spokojnie usiąść, muszą mieć wokół siebie porządek. Potrzebuję uczucia, że mam wszystko pod kontrolą, a uporządkowane otoczenie jest tego częścią składową. Mało tego. Powinnam dobrze w tym otoczeniu się czuć, a to już nie jest tylko kwestia porządku.
Dlatego po powrocie z urlopu wprowadzam w życie plan oczyszczania i dopieszczania naszej przestrzeni. Muszę np. zająć się tarasem. Od zeszłego sezonu udaję, że go nie widzę. Brzydka pogoda zniechęciła mnie do starań o jakikolwiek jego wygląd. Dużych zmian z pewnością nie wprowadzę, ale przynajmniej powinnam go posprzątać.
Pamiętacie jak narzekałam na nasze nowe kanapy. Lubię ich kształt, ale z kolorem nadal się nie pogodziłam. A ponieważ to dominujące meble w salonie, mam wrażenie, że cały salon zaczęłam traktować po macoszemu. Muszę ponownie zapałać do niego pozytywnym uczuciem.
Nie mam jeszcze konkretnego planu, ale wiem, że muszę na nowo zorganizować naszą przestrzeń. Nie planuję rewolucji, jedynie kosmetykę.
Zakładając bloga byłam pewna, że będę na nim pokazywała nasz dom. Uwielbiam portale i fora wnętrzarskie. Kiedyś na jednym z nich bardzo intensywnie się udzielałam. Ponieważ temat lubię i lubię tego typu zdjęcia, byłam pewna, że blog będzie zawierał takie posty. Jednak zabrakło mi odwagi.
Teraz dzięki Madame Chic, a właściwie Jennifer L. Scott czuję się na tyle zmotywowana do działania, że nawet blogowa odwaga we mnie wstąpiła. Mam ochotę dokumentować swoje poczynania. Tak jak dawno temu chciałam to robić i m.in. po to założyłam Fragmentatora.
Nie chcę występować jako ekspert. Nie znam się na wystroju wnętrz i aranżacji. Nie chcę wystawiać na krytykę naszych czterech kątów, bo są one dla mnie zbyt ważne. Ale postanowiłam pamiętać, że to moja przestrzeń – ja ją urządzam. I mam w tej chwili na myśli zarówno nasze mieszkanie, jak i to miejsce.
Dlatego po powrocie odkurzam kategorię wnętrza i taras. Nie zamienię kategorii bloga na wnętrzarską, ale o czasu do czasu postaram się wrzucić kilka zdjęć z naszego mieszkania. Wiem – robię z tego miejsca pamiętnik. Najwidoczniej zbliżająca się wielkimi krokami 40 (mówię o swoim wieku) budzi we mnie zapędy pamiętnikarskie.
Ostatnio komentowane