Taki post wymaga odwagi, ale jak wyzwanie blogowe, to wyzwanie…
10 rzeczy, których nikt o mnie nie wie.
- Uwielbiam wszelkiej maści kalendarze, kalendarzyki, notesy i notesiki. Muszą być ładne, albo chociaż zabawne. Mały do torebki, średni na biurko, z pięcioma kolumnami do kuchni, własne projekty u chłopców w pokojach, romantyczny na prezent dla koleżanki, z rodzinnymi fotografiami do sypialni, ze zdjęciami wnucząt dla dziadków, a z konikami dla córeczki znajomych – mogę tak jeszcze wymieniać…
- Nie cierpię prasować. Żelazko to mój wróg nr jeden. Wolę każdą, nawet najbrudniejszą robotę od prasowania. Dlatego błogosławię program w pralce „łatwe prasowanie”.
- Nie pamiętam o kremie na noc. Podchodzę w sklepie do półki, biorę krem z napisem „na noc”. Przynoszę do domu. Wyjmuję z opakowania i stawiam na półce w łazience. Pół roku później… sprawdzam datę przydatności. Stawiam krem w kuchni i zaczynam używać jako kremu do rąk – schodzi momentalnie.
- Uwielbiam pączki! Brązowe, a nie jakieś beżowe. Smażone na głębokim tłuszczu, a nie dietetyczne. Z polewą, a nie posypane cukrem. Mogę się tylko obejść smakiem, tutaj czegoś takiego nie znają…
- Mam słabość do jaśków. Może nie jaśków, ale poduszek. Uwielbiam je za łatwość z jaką odmieniają wnętrze. Jeżeli nie wnętrze, to przynajmniej nasze dziesięcioletnie, szare kanapy.
- Tajemna szuflada. Mam w domu szufladę, do której wrzucam szpargały, które chcę na szybko ukryć. Również takie, które zostają mi po porządkach, a ja nie mogę zdecydować, jaki powinien spotkać je los. Możecie u mnie zajrzeć do każdej szafy, komody, pudełka czy szuflady – poza tą tajemną szufladą na bałagan.
- Wyjadam białe i zielone misie Haribo. Co mogę powiedzieć… tak to ja.
- Musiałam rzucić Simsy. Przeszłam fascynację tą grą, a jedynym antidotum było jej odstawienie. Nie tyle grałam, ile spędzałam godziny przed monitorem. Wyszukując mebli, urządzeń, ozdób i roślin, aby później całymi nocami tworzyć nowe domy i ogrody. Mało kiedy kończyło się na wprowadzeniu tam jakiegoś sima. Wystarczał mi proces twórczy. Gotowanie, pranie i sprzątanie mam przecież w realu.
- Żałuję, że nie zrobiłam sobie żadnego zdjęcia z niebieskimi włosami. Na studiach, przez krótki czas, na skutek nieudanych zabiegów fryzjerskich (w salonie, nie własnych), miałam błękitne włosy! Dzisiaj to może nic wielkiego, ale dwadzieścia lat temu zadawałam szyku. 😉 Na tą chwilę, mogę to uznać za swoje największe szaleństwo…
- Nie ogarniam portali społecznościowych. Albo ja jestem za wolna, albo tam wszystko dzieje się zbyt szybko. I jeszcze tyle ich jest. Nie wiem jak można za tym wszystkim nadążyć!? Przypiąć, polubić, pogłaskać…
Moja lista może być dłuższa, ale kobieta powinna być tajemnicza. 😉
Dlatego resztę sekretów zachowam dla siebie.
Wasza mieści się w dziesięciu punktach?
A może któryś punkt nas łączy?
Ostatnio komentowane