Listopad w tym roku był wyjątkowy pod wieloma względami i trochę inne będzie podsumowanie miesiąca.
Inne ponieważ część wydarzeń miała miejsce podczas naszej nieobecności. A dlaczego nas nie było…
Świętowanie
W listopadzie świętujemy urodziny Mojego Męża oraz naszą rocznicę ślubu. W tym roku obchodziliśmy kryształowe gody, czyli 15 rocznicę ślubu. Z tej okazji Mąż zabrał mnie w podróż, którą od a do z sam zaplanował, zorganizował i utrzymywał w tajemnicy.
O wyjeździe dowiedziałam się na tydzień przed wylotem.
Na czas naszej nieobecności, Mąż sprowadził do nas Mojego Tatę, aby chłopcy mieli opiekę i… szofera. Nie ma co udawać – wożenie chłopców, to poza ich karmieniem chyba druga najczęściej wykonywana czynność. 😉 Akurat gdy nas nie było, skumulowały się wydarzenia szkolne.
Koncert jesienny
Igorek brał udział w tegorocznym koncercie jesiennym, chociaż im jest starszy tym bardziej nie lubi publicznych pokazów. Podejrzewam, że marcowy koncert wiosenny może być jego ostatnim występem. Gdy Igorek był młodszy z większą swobodą, a wręcz ochotą podchodził do takich imprez. Szkoda, ale nic na siłę.
Statystyki
Igorek chodzi do 6 klasy. Po semestrze zimowym zapadnie decyzja, do której szkoły zostaną wysłane Jego papiery. Nasz Młodszy pragnie iść w ślady Starszego Brata i również chce się dostać do Bezirksschule. Biorąc pod uwagę klasowe statystyki, krzywe i średnie, które widniały na pokazanych nam dokumentach, Igorek jest na ostatniej prostej, aby osiągnąć cel.
Oby Igorkowi starczyło sił i zapału, aby utrzymać rewelacyjne rezultaty zimowego semestru.
Kanti
Bartek jest w 2 klasie Bezirksschule. Czyli (do niedawna) przekładając na system polski w 2 klasie gimnazjum. Kiedyś trochę już pisałam o szwajcarskim systemie szkolnym.
W Szwajcarii po 6 latach nauki w szkole podstawowej (Primarschule) następuje podział, który można porównać do struktury: liceum, technikum, szkoła zawodowa.
Dokładniej chodzi o to, że są to 3 różne stopnie gimnazjów, które zakładają, że ich uczniowie pójdą odpowiednio do : liceum, technikum, szkoły zawodowej (trzymając się dawnego polskiego nazewnictwa). “Zakładają”, bo uczniowie w każdym roku mogą spaść lub awansować do innego typu gimnazjum. Z założenia nie ma powtarzania klasy.
Ponieważ Bartek jest w 2 klasie Bezirksschulle ma aspiracje, aby pójść do Gymnasiale Maturitätsschule/Gymnasium, czyli w naszym przypadku do Kantonsschule, w skrócie nazywaną Kanti. (Szwajcarzy lubią wszystko zdrabniać.) Dlatego skorzystał z możliwości i zapisał się na wizytę orientacyjną w Kanti.
Chyba największe wrażenie zrobił na nim fakt, że na tym poziomie szkolnym nie ma już zeszytów. Każdy musi mieć swój laptop. Prace domowe przesyła się za pomocą internetu. Wszystkie testy i sprawdziany pisemne odbywają się na szkolnych komputerach. Myślę, że dla Bartka to jest atrakcja, dla nas lekkie zaskoczenie.
Mediamatiker
Również w trakcie naszego wyjazdu odbyło się popołudnie informacyjne, na którym uczniowie mogli dowiedzieć się jak wygląda i na czym polega praca w konkretnym zawodzie. O co chodzi?
Jakiś czas temu uczniowie wypełniali ankiety, w których wybierali z długiej listy zawodów – 2, którymi są najbardziej zainteresowani. Duże firmy, które zgodziły się przystąpić do akcji, musiały później zorganizować spotkania informacyjne. Bartek chciał się dowiedzieć czym zajmuje się Mediamatiker. Czy w Polsce jest określenie na takie stanowisko?
Mediamatiker to (z grubsza) informatyk i kupiec w jednym. Nauka koncentruje się wokół połączenia działań z zakresu informatyki , marketingu , multimediów oraz zarządzania projektami i administracji. Dla mnie w teorii brzmi to jak “robię za dziesięciu”, ale może tylko suchy opis tak brzmi.
Ostatecznie Bartek nie był zadowolony ze spotkania. Najwięcej czasu poświęcono na przedstawienie historii powstania, struktury i osiągnięć firmy. O zawodzie Mediamatikera więcej dowiedzieliśmy się sami z internetu. Na tą chwilę nasz syn stracił zainteresowanie tym zawodem. Bardziej interesują Go zagadnienia czysto graficzne i multimedialne, bez kupieckich.
Podróż niespodzianka!
Jak wspominałam na początku, Mąż z okazji naszej 15 rocznicy ślubu zabrał mnie w podróż, o której nawet nie marzyłam, a może nie wiedziałam, że marzę.
Poza tym, że Mąż potajemnie wszystko zorganizował, włączając w to sprowadzenie Dziadka do opieki nad chłopcami, w skrytości udał się z moim paszportem do ambasady wietnamskiej, abym otrzymała wizę. Dzięki temu, że nie było wymagane osobiste stawiennictwo, wyjazd był dla mnie totalnym zaskoczeniem.
W ciągu 12 dni odbyliśmy 6 lotów, 1 rejs statkiem i przejechaliśmy ponad pół tysiąca kilometrów. Nadgryzając przy tym 3 kraje:
Katar-Doha
Wietnam-Hanoi, Ha Long Bay
Kambodża-Siem Reab i kompleks Angkor
Listopadowa jesień
Ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć jest nietypowa jak na moje podsumowania, ale muszę to odnotować.
Listopad 2017 był niesamowity nie tylko z powodu naszej kryształowej rocznicy oraz podróży, ale był to pierwszy od dawien dawna listopad, który nie przygnębiał mnie swoją pogodą. Listopadowa jesień była niesamowicie łaskawa – kolorowa, bardzo słoneczna, zaskakująco ciepła jak na tą porę roku.
Na moich zdjęciach tego nie widać, bo gdy zachwycałam się jesiennymi obrazami, zapominałam sięgać po aparat. Do tej pory z piękną jesienią kojarzyłam październik. To było niesamowite uczucie witać kolejny słoneczny dzień w listopadzie. Wtedy nawet nieliczne mgliste i deszczowe dni nie były tak dołujące jak to zwykle bywało.
Jestem bardzo wdzięczna za miniony miesiąc.
Nie wiem czy to chwilowe, czy potrwa dłużej, ale są dni, kiedy czuję się dużo lepiej.
W listopadzie opublikowałam 4 wpisy na blogu, to 4 razy więcej niż w październiku. Przeczytałam kilka książek. Dopilnowałam wszystkich ważnych terminów. Może problemy z koncentracją mijają.
I tym optymistycznym akcentem witam się w grudniu. Niech będzie pełen pozytywnej energii, a pozbawiony zbędnego stresu i pośpiechu.
Ostatnio komentowane