Dzisiaj Walentynki, które my celebrowaliśmy wczoraj. Pandemia ograniczyła możliwość wyjazdów, zamknęła kina, teatry i restauracje, ale z domów można wychodzić. Wykorzystując Walentynki jako pretekst, ale w obawie przed tłumami zakochanych, wczoraj wybraliśmy się na Pilatus.
Pogoda od dłuższego czasu jest delikatnie mówiąc marna. Zimno, mokro, ale co najgorsze buro i szaro. Za to ponad chmurami czekał na nas błękit nieba i słońce. Już tylko po to warto stanąć na Pilatusie.
To czwarty lub piąty raz, gdy stanęłam na wysokości 2073 m n.p.m., ale pierwszy raz zimą. Warto było. Latem widoki są niesamowite, ale zimowy pejzaż również ma swoją niepowtarzalną magię.
Co prawda widoczność była ograniczona. Jeziora Czterech Kantonów ani Lucerny nie było wcale widać, ale wierzchołki masywów górskich wyłaniające z gęstych chmur też wyglądały pięknie. Przy idealnej przejrzystości powietrza można stąd zobaczyć 73 alpejskie szczyty.
Na Pilatus Kulm (stacja końcowa) dotarliśmy kolejką gondolową ze stacji w Kriens. Latem czynna jest również kolej zębata (najbardziej stroma na świecie, 48% nachylenia) z Alpnachstad. Warto chociaż raz wsiąść do takiej kolejki. Szczególnie dla dzieci będzie to dodatkowa atrakcja, chociaż wjazd trwa dłużej niż gondolą. Masyw Pilatus oferuje także szlaki wędrowne.
Z powodu pandemii wszystkie atrakcje jakie normalnie oferuje Pilatus były zamknięte. W takich okolicznościach kawa z automatu urosła do rangi rarytasu. A gdy udało nam się upolować miejsca na leżakach, nasze zadowolenie sięgnęło zenitu.
Pilatus jest jednym najpiękniejszych miejsc w Centralnej Szwajcarii. Oferuje niesamowitą panoramę, a przy takiej pogodzie jaką mamy ostatnio, również bezcenną witaminę D. To były bardzo udane pandemiczne Walentynki, świętowane z jednodniowym wyprzedzeniem.
Ostatnio komentowane