Gdy Mój Mąż dostał zaproszenie do wygłoszenia prelekcji w ramach w turnieju negocjacyjnego organizowanego w Krakowie, od razu zgłosiłam chęć towarzyszenia Mu w wyjeździe. Kraków ma dla mnie tę magię, że jeśli tylko mam okazję trochę jej skosztować, to zawsze powiem – tak.
W Krakowie spędziliśmy półtora dnia, ale dla siebie mieliśmy tylko dwa wieczory. I chociaż dzień był już zbyt krótki, a pogoda kompletnie nie dopisała, to cieszę się z tych dwóch wieczorów w Krakowie.
W poniedziałek spacerowaliśmy po Kazimierzu. Puste uliczki, mokre od deszczu, były trochę przygnębiające i jeszcze bardziej przypominały i historii tej części Krakowa. Na Placu Nowym kusiły nas zapiekanki ze słynnego okrąglaka, ale ostatecznie kolację zjedliśmy w restauracji Bombonierka (Beera Meiselsa 24), która wbrew nazwie nie serwuje jedynie czekoladek, ale dania kuchni polskiej i włoskiej. Ładny wystrój, miła obsługa, jedzenie ok.
Wtorkowy wieczór spędziliśmy spacerując w okolicach Rynku Głównego oraz Wawelu. Na kolaję wybraliśmy się do restauracji gruzińskiej. To było nasze pierwsze podejście do dań tego regionu. Gruzińskie Chaczapuri (Sienna 4) ma dobrą lokalizację, miły wystrój, obsługa była bardzo przyjazna, ale jedzenie nas nie zachwyciło i wątpię, aby chodziło tylko o to, że nie znamy tej kuchni. Mimo wszystko myślę, że gruzińskim smakom damy jeszcze szansę, ale w innym miejscu.
Szkoda, że podczas naszej krótkiej wizyty Kraków ugościł nas deszczową pogodą i zimnem, bo już dwa dni później do miasta wróciło słońce i ładniejsza, jesienna pogoda. Mimo wszystko to było bardzo miłe oderwanie od naszej szwajcarskiej codzienności.
Ostatnio komentowane