Wizytę w Tuluzie odnotowuję czysto kronikarsko. Krótki spacer, obiadokolacja w restauracji na Placu du Capitole, aspiryna i kołdra naciągnięta pod sam nos. Ech ten kwiecień.
ABY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA W ORYGINALNYM ROZMIARZE, KLIKNIJ W WYBRANĄ GRAFIKĘ.
Pogoda w Tuluzie była jeszcze mniej wiosenna niż w Perpignan. Przeziębienie, z którym wyjeżdżałam z domu, w Tuluzie sięgnęło zenitu. Niewiele, a właściwie nic nie mogę powiedzieć o mieście. Może kiedyś tam wrócimy, ale najchętniej w pełni lata.
KONTYNUUJ CZYTANIE – te wpisy mogą Cię zainteresować:
Podczas naszego majowego wypadu do Prowansji odkryliśmy nową perełkę tego regionu – miasteczko…
Piątkowe zwiedzanie Paryża rozpoczęliśmy około godziny 12. W hotelu byliśmy odrobinę za wcześnie…
Alzacja to podobno najmniej francuska część Francji. Nie wiem, bo dla mnie Francja to przede…
Do Włoch przez Francję można. Można, tym bardziej – jeśli komuś się marzą lawendowe pola w…
Gdy w dzień wolny od pracy i obowiązków na niebie pojawia się słońce, zaczynamy się zastanawiać…
3 lata i jeden miesiąc, tyle czasu minęło od dnia, w którym ostatnio piliśmy wino w Riquewihr…
Ostatnio komentowane