Pierwszy raz pustynny wiatr zawiał mi piaskiem w oczy w 2001 roku. Jechałam wtedy na grzebiecie wielbłąda, trzymając za rękę mojego przyszłego Męża, wtedy nawet nienarzeczonego.
Później na dywanie położonym wprost na pustynnym piasku, piliśmy beduińską herbatę – mocną, słodką i pachnącą habakiem. I chociaż już wtedy uległam czarowi pustyni, to na zabój pokochałam pustynny krajobraz, gdy zobaczyłam Wadi Rum.
Wadi Rum
Wadi Rum mieliśmy okazję zobaczyć jeszcze przed tym jak obszar ten w 2011 roku wpisano na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Podejrzewam, że było także przed erą ekskluzywnych kempingów, które oferują nocleg na pustyni w namiotach z drewnianą podłogą i łazienką wyłożoną kafelkami.?
Nas po piaskach Wadi Rum woziły rozklekotane Toyoty. Wzniesienia skalne i wydmy pokonywaliśmy o własnych siłach, walcząc z wiatrem i zaciskając kciuki, aby nie lunął deszcz. I właśnie w takich warunkach na dobre rozkochałam się w pustyniach.
I chociaż rozgrzany i błyszczący w słońcu piasek ma swoją magię. To surowość i grudniowy chłód Wadi Rum, w połączeniu z ognistym kolorem piasków i skał, wywarły na mnie niezapomniane wrażenie. To miejsce naprawdę jest kosmiczne.
Post pamiątkowy, w 10. rocznicę naszej wyprawy do Syrii i Jordanii. Wszystkie zdjęcia są naszego autorstwa.
Ostatnio komentowane