Dzisiaj pojechaliśmy za Rawennę, na safari. Mój Mąż śmiał się później ze mnie, że uwierzyłam ulotkom i nastawiłam się na niesamowite doznania. Od razu napiszę – chłopcy byli zadowoleni, a to przecież o ich przyjemność chodziło. Wszystko inne schodzi wtedy na dalszy plan.
Przyznaję, nastawiona byłam na jazdę jeepami, które widniały na zdjęciach. Po drugie – sugerując się nazwą, założyłam, iż chodzi o spory teren. Na tyle duży, że zniweluje widok ewentualnych ogrodzeń i zabezpieczeń, bo że te muszą być – rozumiem. Po trzecie – nie spodziewałam się wodotrysków, pięknie utrzymanych trawników i klimatyzowanych pomieszczeń, bo to przecież safari.
Zakładaliśmy, że będziemy poruszać się z grupą, ewentualnie wypożyczymy samochód, swój zostawiając na parkingu. Na miejsce przyjechaliśmy przed południem (między godziną 10 a 11). Parking duży, słabo oznaczony, pusty – może 20 samochodów. Za to przy kasie kotłowało się jakby chętnych były setki. Okazało się, że ta sama kasa obsługuje osoby, które podchodzą oraz te które, aby kupić bilety podjeżdżają do okienka samochodem. Również tych, którzy w bilety są już zaopatrzeni, a pod okienko podjeżdżają po to, aby otrzymać pozwolenie na wjazd na teren. Włoska organizacja.
Jeepów na stanie – zero. Można wypożyczyć samochodzik, podobny do golfowego, ale okratowany, w którym na moje oko można upchnąć dwoje dorosłych i dwoje dzieci. Minus jest taki, że wszystkie zdjęcia robimy wtedy przez gęstą kratę, a do ceny biletów należy doliczyć wypożyczenie pojazdu. Plus (a może jednak minus) jesteśmy na powietrzu. Nie wiem ile jest tych samochodzików – nam pani w kasie powiedziała, że nie ma wolnego, bo właśnie wypożyczyła, a na trasie widzieliśmy jeden. Przed kasami stały jeszcze dwa, ale może do ozdoby.
Inna opcja to niebieski pociąg (wagoniki ciągnięte przez traktor). Plusy – przewodnik z megafonem w jednym z wagoników, wolna głowa i wolne ręce, bo mamy kierowcę, no i jesteśmy na powietrzu. Dodatkowo wydaje mi się, że zwierzęta najchętniej podchodziły właśnie do pociągu. Wada – gęste okratowanie, start o wyznaczonych godzinach.
Ostatnia możliwość, często wybierana (również przez nas) – wjazd własnym samochodem. Wady – siedzisz w zamkniętej puszce i nawet klimatyzacja może nie ratować temperatury wewnątrz. Kierowca jest mniej dyspozycyjny, czyli np. jeżeli akurat prowadzi, to nie zrobi zdjęcia zebrze, która przechodzi z jego strony.
Zwierzęta raczej obojętnie reagują na samochód i nawoływania. Plusy siedzenia w samochodzie – zebr i strusi jest tak dużo, że z pewnością pojawią się i po lewej i po prawej stronie, a nawet z przodu samochodu. Poza wjazdami na tereny gdzie są lwy oraz tygrysy, można otwierać okna, zdjęcia robimy bez krat na pierwszym planie. Jedziemy swoim tempem, chyba że nie ma akurat gdzie zjechać, a ktoś by na nas napierał, bo dziecko w samochodzie chce właśnie siusiu.
Jazda po terenie odbywa się wytyczoną trasą, więc zwierzęta oglądamy w kolejności narzuconej, a nie dowolnej jak w zoo. W tej części safari zobaczymy m.in. żyrafy, zebry, strusie, hipopotamy, słonia, wielbłądy, bizony, antylopy. Teren jest mały, skąpo urządzony, nie mogę powiedzieć, że jest tam ładnie. Dla mnie niektóre ze zwierząt wyglądały co najmniej nie najlepiej. W tle często widać ogrodzenia, paśniki, okratowane drzewa oraz pojazdy poruszające się trasą – raczej nie da się zrobić zdjęcia “udającego” zwierzę na wolności. Mimo to, całemu objazdowi towarzyszy świadomość, że teoretycznie mamy te zwierzęta na wyciągnięcie ręki.
Drugą część parku zwiedza się pieszo. Tutaj można karmić zwierzęta, są nawet karmniki, w których kupujemy ziarenka (dosłownie garstkę) lub np. popcorn ze stoisk przed wejściem. Wolno chodzą po tej części kozy, bez przeszkód pogłaszczemy kuce, na których istnieje możliwość przejażdżki. Są też lemury – można wejść do klatki, ale nie można ich karmić i przechodzimy wyznaczoną trasą. Podobno są też papugi, ale my nie trafiliśmy.
Na tym terenie wsiadamy również do czerwonego pociągu, który jest okratowany i ma plastikowe szyby. Zamykany i zabezpieczany jest przez kierowcę, nie wysiądziemy z niego ani sami, ani przed czasem. Pociąg wjeżdża do klatki z małpami. Jest przez nie obskakiwany, bo zwierzęta spodziewają się jedzenia. W bocznych ścianach są małe otwory w których mieści się np. popcorn. Podejrzewam, że jest to również tajemnica niebieskiego pociągu, który jeździ po terenie głównego safari.
Na terenie znajdziemy jeszcze m.in. żłobek dla zwierząt, w który umieszczane są młode osobniki. W czasie naszych odwiedzin były to dwa małe tygryski. Poza tym jest restauracja szybkiej obsługi, sklep, mini plac zabaw z zabawkami na monetę oraz elektrycznymi samochodzikami.
Tak jak pisałam – nasi synowie byli zadowoleni. Największe wrażenie wywarły na nich małpy skaczące po i uwieszone pociągu. Młodszy dodatkowo zamartwiał się o nas i samochód, gdyby jakiś rozleniwiony lew lub odpoczywający w cieniu tygrys postanowił sprawdzić trwałość karoserii naszego pojazdu. I nie uspokoiła go nawet wiadomość o ochroniarzu uzbrojonym w środek nasenny, bo wtedy zamartwiał się o zwierzęta.
Uważam, że przyjemniej, bardziej pouczająco i ładniej bywa w dobrze prowadzonym zoo, ale to ja – dzieci mają z tego safari dużą frajdę.
Ostatnio komentowane