Casablanca-Medyna
Casablanca to najbardziej zeuropeizowane miasto w Maroku. To gwarna i ruchliwa metropolia, czwarta co do wielkości na kontynencie afrykańskim. Zamieszkuje ją ponad 3 mln mieszkańców.
Nie jest to miejsce, które bym poleciła odwiedzić podczas wizyty w Marku. My trafiliśmy tu tylko dlatego, że Mój Mąż chciał zobaczyć mecz piłki nożnej w wykonaniu Marokańskiej Pierwszej Ligii.
Moim skromnym zdaniem, nawet drugi, co do wielkości gmach sakralny na świecie – Meczet Hasana II, nie jest wystarczającym powodem, aby odwiedzać to miasto.
Związana ze Wschodem i Zachodem Casablanca, handlowa i finansowa stolica Maroka, nie ma w sobie nic z romantycznego filmu, który nosi nazwę tej metropolii.
Szczerze mówiąc, było to jedyne miejsce w Maroku, gdzie krocząc ulicami Medyny żałowałam, że jestem wysoką kobietą o blond włosach. I nawet obecność przy boku jeszcze wyższego i postawnego Męża, jakoś nie specjalnie dodawała mi animuszu.
Grupki młodych mężczyzn patrzących „spode łba” i znacznie mniejsza ilość kobiet, w porównaniu do miejsc, które już odwiedziliśmy – pozbawiły mnie przyjemności ze spaceru. Medynę chciałam jak najszybciej opuścić.
Casablanca-Port
W okolicach portu trafiliśmy do restauracji La Sqala. W samej kolejce oczekujących na stolik, staliśmy blisko pół godziny. Czy warto było? Nie jestem pewna. Jedzenie nie było złe, większe wątpliwości mam co do obsługi. Przy wejściu aż trzy osoby, ładnie ubrane, uprzejme, decydują kiedy i przy jakim stoliku zostaniesz posadzony. Na tym “francja-elegancja” się kończy. Gdy już zajęliśmy miejsca miałam więcej skojarzeń z sieciówką typu Sfinks niż porządną restauracją. Kelnerzy ubrani na sportowo, do tego średnio orientujący się w menu. Po angielsku poza trzema osobami pilnującymi wejścia, mówił chyba tylko szef sali. Zaznaczam, że chodzi mi bardziej o rozdźwięk między otoczką, a realną atmosferą restauracji.
Po obiedzie postanowiliśmy obejrzeć molo – jedno z najdłuższych na świecie (3 km). Okazało się jednak, że nie mamy wystarczająco dużo czasu i musieliśmy wybrać – albo wielkie molo, albo wielki meczet.
Odwiedziliśmy pobliski port rybacki, po czym zatrzymaliśmy petit taxi i pojechaliśmy pod Meczet Hasana II.
Casablanca-Meczet Hasana II
Zaraz po Mekce, jest to drugi największy gmach sakralny na świecie. Jego sala modlitwy może pomieścić 25000 wiernych. Cały zespół zajmuje 9 hektarów, z czego 2/3 zbudowano nad oceanem.
Minaret, latarnia islamu, ma 200 metrów wysokości. Nocą z jego szczytu kierowane są w stronę Mekki dwie wiązki światła laserowego. Sięgają one 30 kilometrów. Świątynię zaprojektował Michel Pinseau, a otwarcie miało miejsce w 1993 roku.
Wielki Meczet jest jednym z dwóch meczetów w całym Maroku, do których mają wstęp niemuzułmanie! Drugi to stary meczet Tin Mal w sercu Atlasu Wysokiego.
Imponuje rozmach przedsięwzięcia, ale brakuje specyficznego klimatu. Sam fakt, że innowiercy mają do niego wstęp, dużo mówi za siebie. Chociaż myślę, że to przyzwolenie, podyktowane jest chęcią rozgłosu i zaimponowania. Mój Mąż miał to samo skojarzenie, co dumnie podsumował cytatem:
„To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo…”
„Miś” Stanisława Barei
Wszystko to nie przyćmiewa jednak faktu, że Meczet Hasana II czyli Meczet Wielki jest naprawdę wielki.
Jutro wracamy do Marrakeszu.
To będzie ostatni dzień naszego pobytu w Maroku.
Ostatnio komentowane