Kompletnie nie znam się na samochodach. Jeśli udaje mi się jakieś od siebie odróżnić, to zazwyczaj tylko dzięki kolorom. A kolorów przecież w Hawanie nie brakuje. Nigdzie, również wśród wszelkiej maści pojazdów.
Obywatele Kuby do perfekcji opanowali sztukę „tworzenia czegoś z niczego”. Doskonale widać to na przykładzie jeżdżących po ulicach samochodów.
Duża część zmotoryzowanych Kubańczyków nadal jeździ samochodami z lat 40. i 50. XX wieku i tylko oni wiedzą, jak im się udaje, utrzymać je na chodzie.
Pontiaki, Cadillaki, Chevrolety, Chryslery, Fordy, a wśród nich Łady, Moskwicze i Polskie Fiaty.
Błyszczące karoserie amerykańskich krążowników z lat 50. to obrazek przede wszystkim z centrum Hawany. Wypielęgnowane samochody to magnez na turystów i źródło zarobku dla ich właścicieli. My także sprawiliśmy sobie frajdę i przejechaliśmy ulicami Hawany różowym oldtimerem.
Przeciętny Kubańczyk, jeżeli ma szczęście użytkować samochód, będzie to prawdopodobnie wytwór krajów socjalistycznych z lat 70. i 80. Po rewolucji kubańskiej i sankcjach nałożonych przez USA, samochody importowano z zaprzyjaźnionych krajów komunistycznych.
Po ulicach Kuby jeżdżą także mniej leciwe samochody. To najczęściej kilkunastoletnie, używane pojazdy marek europejskich, koreańskich, japońskich i chińskich.
Mimo zmiany przepisów w 2011 roku, dla większości obywateli ceny samochodów nadal są zaporowe, więc pomysłowość i kreatywność Kubańczyków wciąż musi działać cuda. W dużej mierze ku uciesze nas turystów.
I chociaż początkowo pomysł jazdy cukierkowym kabrioletem wydawał mi się tak samo ekstrawagancki co i lekko tandetny, to ostatecznie była to fajna atrakcja.
Hawana oglądana z pokładu starego, amerykańskiego krążownika szos nabrała jeszcze więcej barw i klimatu. Chociaż myślałam, że już bardziej klimatycznie nie może być, to uległam czarowi. Bardzo Ci dziękuję R.❤️
Ostatnio komentowane