Każda rodzina ma swoje rytuały. U nas np. to mąż budzi dzieci do szkoły (nawet będąc na wyjazdach, dzwoni rano – sprawdza czy wstaliśmy).
Budzenie łączone jest z przytulankami, smyraniem i masażem – wszystko na dobry początek dnia.
Igorek rozanielony jednym z takich rytuałów, mówi do Taty:
-Mógłbyś zostać masażystą.
-Wtedy bym chyba nie zarabiał zbyt dużo?
Mały optymistycznie:
-Ale zawsze coś.
Intuicja dziecka podpowiada, że najważniejsze jest robić to, co się lubi, co sprawia nam frajdę. Nie mówię, że w przypadku Mojego Męża to jest posada masażysty. 😉 Później proza życia zmusza nas do bardziej racjonalnych wyborów.
Najfajniej by było – robić to co się lubi i to za „grubą kasę”. Są przecież szczęściarze, którym się to udaje.
A przy mniejszym farcie dobrze jest, jak praca nie polega na czymś, czego się nie cierpi.
To jest jednak umiejętność, widzieć szklankę do połowy pełną („ale zawsze coś”), a nie w połowie pustą.
Dzisiaj w sklepie Pani ekspedientka zaproponowała mi, że mogę za zakupy (nieduże) zapłacić uzbieranymi punktami. Igorek był ze mną.
– I co, nie musiałaś Pani zapłacić?
– Zapłaciłam. Miałam uzbierane punkty i nimi zapłaciłam.
– Super! Mały się poczuł jakby Pani podarowała nam te rzeczy. 😉
-Igorku, ale uzbieranie tych kilku punków zabrało mi jakieś dwa lata.
Igorek jak zwykle optymistycznie
-Ale to zawsze coś!
Więcej pozytywnego nastawienia – życzę i sobie i Wam.
Ostatnio komentowane