W Lizbonie mieliśmy spędzić 1,5 dnia i w portugalskich klimatach rozpocząć świętowanie 20. rocznicy naszego ślubu. Ale…
Godzinę wylotu z Zurychu do Lizbony zmieniano dwukrotnie. Straciliśmy całą sobotę, a do hotelu w Lizbonie dotarliśmy dopiero w późnych godzinach nocnych.
Sobota całkowicie stracona, a w niedzielę mieliśmy kolejny lot. Czasu starczyło nam na krótki spacer uliczkami Alfamy – najstarszej dzielnicy Lizbony.
Wąskie uliczki okalające wzgórze, ruiny dawnej fortecy Maurów, najstarszy kościół Lizbony, liczne punkty widokowe i charakterystyczne zabytkowe tramwaje, to właśnie Alfama.
Niedzielne przedpołudnie powitało nas błękitem nieba i ciepłem. Na uliczki Alfamy wyległy tłumy, ale to także tworzy klimat tego miejsca. Gwar rozmów, uliczni muzycy i artyści oraz…
Zapach jedzenia i kawy. Nawet nie próbowaliśmy się im oprzeć. W kameralnej knajpce zjedliśmy obiad, a ja nie odmówiłam sobie również deseru.
Niestety w tym czasie pogoda zaczęła być bardziej kapryśna i na ruiny Zamku św. Jerzego wspinaliśmy się w towarzystwie grubych, szarych chmur.
Największą atrakcją dawnej fortecy Maurów jest rozległy taras widokowy. Ruiny to dla nas dodatek, ale obowiązkowo się na nie wspinamy. Bardzo lubimy klimat wzgórza zamkowego.
Naszych lizbońskich planów nie zrealizowaliśmy, portugalskimi klimatami nie zdążyliśmy się nasycić, ale mimo wszystko to był miło spędzony czas.
A dzięki temu, że na Lizbonę chcieliśmy przeznaczyć dwa dni, utrata całej soboty nie zagroziła drugiemu kierunkowi i w niedzielę wieczorem znowu wsiedliśmy do samolotu.
Ostatnio komentowane