Gdy zaczęłam wypisywać rzeczy, które zaskoczyły nas w szwajcarskiej szkole i przedszkolu okazało się, że lista jest na tyle długa, że wpisy postanowiłam podzielić na części. Dzisiaj pierwsza z nich. O nożu w tornistrze, głuchym telefonie i kilku innych absurdach i ciekawostkach szwajcarskiej szkoły.
Obiad podano
O tym, że przerwa na lunch przysługuje w Szwajcarii nie tylko pracownikom wspominałam wielokrotnie. Obiad, który trzeba podać w okolicach godziny 12-12.30 potrafi skutecznie rozwalić plan dnia nawet niepracującym lub pracującym w domu rodzicom. Stołówek nie ma. Świetlic nie ma. Małe szkraby już od przedszkola wracają do domu na 1,5 h przerwę obiadową. Ja tego nie zdążyłam doświadczyć, ale zawsze mi się marzyło przedszkole od 8 do 16. Bez żadnej przerwy. W Szwajcarii tak pracują tylko płatne żłobki. Pewnie dlatego, że takiego berbecia trudno by było odesłać na obiad do domu.
Przemarsz wojsk
W poście Czym Matka Polka w Szwajcarii się stresowała? przyznawałam się do mojego trudnego oswajania się ze szwajcarską rutyną przedszkolną. Dziecko drogę między przedszkolem/szkołą a domem pokonuje samo. Czyli rodzic w kuchni szykuje posiłek, a tu taki 4-latek w 1,5 h dociera do domu, zjada obiadek i wraca do przedszkola. Marszruta i rygor niemalże wojskowy. Samodzielnie. Bez względu na pogodę. Bez względu na ilość przecznic, zebr i poboczy. No trochę przesadzam z tą ilością przecznic. Przedszkola i szkoły pierwszego stopnia są na tyle gęsto rozsiane, że odległość jaką mają do pokonania dzieci, teoretycznie nie powinna przekraczać 1 km. Czasami teoretycznie – my mamy dalej. Większość kolegów naszych synów ma dalej.
Nóż w tornistrze
Gdy Bartuś miał około 4 lat dostał od Dziadka plastikowy pistolet na wodę. Zabrał go ze sobą do przedszkola. Ile ja się nasłuchałam o tym, że do przedszkola nie można przynosić imitacji broni. Skończyło się na przeprosinach i bukiecie kwiatów. Gdy Bartuś miał 7 lat, przyniósł ze szkoły list w którym nauczycielka informowała, że tego i tego dnia dzieci mają do szkoły przynieść ostre noże. Na tyle ostre i na tyle duże aby ciąć i wycinać nimi w rzepie. Czy ktoś z Was próbował kiedyś pokroić rzepę? A rzeźbić w rzepie? Zapewniam, że dynia to przy tym pikuś. Noże mieli przynieść wszyscy uczniowie z klas od 1 do 3. A teraz wyobraźcie sobie te dziesiątki dzieci z ostrymi nożami w tornistrach. Po co komu imitacja broni… I tak rok w rok – bo tradycja w Szwajcarii to rzecz święta. A w naszej gminie tradycją jest wycinanie lampionów z rzepy.
Głuchy telefon
To pewnie nie te czasy i dzieci już się tak nie bawią. Za to w Szwajcarii bawią się tak rodzice. Na początku roku szkolnego dostajemy piękną grafikę. Na szczycie widnieje nazwisko wychowawcy klasy. Poniżej dwa słupki nazwisk wraz z numerami telefonów.* Na końcu ponownie dane wychowawcy wraz z telefonem. Przykład użycia. Klasa miała iść na wycieczkę do lasu, ale ze względu na brzydką pogodę nauczyciel postanowił odwołać wycieczkę. Dzwoni wtedy do rodziców widniejących na szczytach list i zaczyna zabawę. Rodzic A dzwoni do rodzica B, B dzwoni do C… na koniec rodzic Z dzwoni do wychowawcy i mówi jaka wiadomość do niego dotarła. Zabawa odbywa się w 2 grupach. Nie wiem, która wygrywa – ta która popełni najmniej błędów, czy ta która na koniec uzyska najbardziej absurdalny komunikat.
Oczywiście jak zawsze w przypadku Szwajcarii należy pamiętać, że ogromne znaczenie ma miejsce zamieszkania. Nie chodzi tylko o kanton. W przypadku szkół i przedszkoli ogromny wpływ na organizację tych instytucji ma także gmina. Zapewniam jednak, że to nie jest tak, że mamy szczęście mieszkać w wyjątkowo twórczej gminie. W następnym wpisie z tej serii skupię się na ocenach. Możecie już dzisiaj typować, która ocena jest lepsza -5 czy 5-?
*U nas klasy są liczne i dzielone są na dwie grupy. W mniejszych klasach zabawa pozbawiona jest szczypty rywalizacji i odbywa się w ramach jednej grupy. Niech smaczku zabawie doda jeszcze jeden fakt – olbrzymia ilość obcokrajowców. I każdy mówi lub próbuje mówić po niemiecku. Co tam po niemiecku, od czego mamy język szwajcarski!
Ostatnio komentowane