W minioną niedzielę Mój Mąż zamówił dla mnie monitor, bo mój 27 calowy zepsuty komputer postanowiłam zastąpić 24 calowym ekranem dołączonym do laptopa – skoro ten (znaczy laptop) jeszcze działa (proszę odpukać w jakieś drewno, nie może być malowane).
W poniedziałek dostaliśmy maila, że monitor jest w drodze. We wtorek listonosz przyniósł paczkę. Odpakowałam monitor, ale nie miałam czasu go podłączyć. Wreszcie o godzinie 16 wpięłam kable. Patrzę i myślę – jaki dziwny wygaszacz. Ale zaraz, zaraz…
To nie wygaszacz, to tafla ekranu porozbijana w drobny mak. Nowego monitora. Świeżutko zakupionego. O godzinie 16.30 pędzę autostradą, aby zdążyć do sklepu, który zamykają o 17.30. Zdążyłam.
Z całkiem uprzejmym sprzedawcą uzgodniłam, że jak tylko na magazynie ponownie pojawi się interesujący mnie monitor niezwłocznie zostanę poinformowana. Niezwłocznie, czyli najwcześniej koło piątku, a najpewniej w poniedziałek znowu się z panem zobaczę. „Nie, za przesyłkę dziękuję, sama wolę po paczkę przyjechać”.
W środę rano zdzwoni Mąż z informacją, że we wtorek o 16.50 przyszło powiadomienie, że mogę po monitor przyjechać. Co jest? Przecież ja o tej godzinie dopiero pod sklepem do samochodu wsiadałam.
Ponieważ slalom z Bartkiem dopiero o 11 zaczynam o 8.30 ponownie jestem na autostradzie, a około godziny 10 nowy monitor na moim biurku stoi. Bez tego dziwnego wygaszacza i podobno z innym numerem seryjnym.
Muszę wierzyć, bo poprzedniego nie spisałam, a uprzejmy sprzedawca zapewniał, że to całkiem inny egzemplarz jest niż ten wczoraj dostarczony. Pudełko z pewnością nowsze. A styropian nie był zniszczy, gdy na moją prośbę uprzejmy sprzedawca, jeszcze w sklepie monitor odpakował i nie zniszczoną taflę ekranu mi pokazywał.
A przed chwilą zamknęły się drzwi za innym uprzejmym panem, który nasz bojler reperował. Ponieważ bojler, nie uprzejmy pan, dwa dni temu wodę przestał nam podgrzewać.
PS
Mamy w domu taki zwyczaj, że gdy chłopcy wrócą ze szkoły, a mnie jeszcze nie ma, to dzwonią z informacją, że dotarli. Wchodzę w poniedziałek do mieszkania, a Igorek od progu informuje mnie z wyrzutem: “Zadzwoniłbym, gdyby nasz telefon reagował na mój dotyk”. Cóż, telefon domowy na stałe odmówił współpracy.
Ostatnio komentowane