Dzisiaj zaspokajamy potrzeby naszych fanów piłki nożnej i w ramach ciekawostek, jedziemy do Słowenii na mecz. Początkowo miał jechać tylko Mój Mąż ze Starszym Synem, ale ostatecznie wszyscy zapakowaliśmy się do samochodu.
Triest
Dzisiejszy dzień był straszliwie upalny, nawet bliskość wody nie łagodziła odczuć.
Jak próbowaliśmy obliczyć, w Trieście byliśmy jakieś 5 lat temu. Nic nowego nie odkryliśmy, ale też nie było na to szansy, mięliśmy zbyt mało czasu.
Pora nie była już obiadowa, ale ze względu na zbuntowany żołądek naszego Młodszego, musieliśmy znaleźć czynną restaurację. A w okolicy sennie i pustawo.
Trafiliśmy do “restauracji z aspiracjami” – małe porcje, potrawy lepiej wyglądały niż smakowały, a cenny czas zmitrężyliśmy przez (nawet jak na włoską) straszliwie powolną obsługę.
Rezygnując z deseru, przespacerowaliśmy się na pobliski główny plac miasta. Następnie promenadą ciągnącą się wzdłuż zatoki, wróciliśmy do samochodu, aby przed meczem zobaczyć jeszcze Koper i zjeść zaległy deser.
Powyżej zdjęcia z naszego poprzedniego pobytu w Trieście, a poniżej kilka świeżych migawek.
Koper
Miasteczko jest maleńkie, główną (jeżeli nie jedyną) atrakcją jest widok z wieży (2 euro za osobę dorosłą). Z góry można obejrzeć starówkę oraz rozległą panoramę portu i Adriatyku.
Wieża przylega do kościoła, a wszystko znajduje się wewnątrz starówki, która w tym przypadku ogranicza się do przysłowiowych trzech ulic na krzyż.
Nie jest to miejsce, które specjalnie jedzie się zobaczyć, a raczej ogląda przy okazji.
Dla nas tą okazją był mecz.
FC KOPER vs. OLIMPIJA LJUBLJANA (1:1)
W tym przypadku nie chodziło o wielkie widowisko sportowe, a raczej o doświadczenie miejscowego kolorytu. Stadion nieduży, ładnie utrzymany, bilety naprawdę tanie – na tym poziomie tak właśnie powinno być. Alternatywa dla telewizora czy nawet spaceru po parku, bo obok nas siedziały dwie nastolatki z psem.
Było warto – a jutro “odpracujemy” wszystko spędzając z chłopcami dzień na plaży.
Ostatnio komentowane