Gejsze w dzielnicy Gion i inne atrakcje Kioto
zwiedzanie Kioto na własną rękę
Dzisiaj (shinkansenem*) przyjechaliśmy do Kioto. Dawna stolica Japonii miała nas zachwycić niczym polski Kraków. Wczoraj wieczorem, zdążyłam jeszcze przeczytać na czyimś blogu, że miasto go nie urzekło. Niby również nie rozczarowało, ale z całego wpisu wyniosłam przeświadczenie, że moje oczekiwania powinny być mniejsze.
Z dworca do hotelu Royal Park przyjechaliśmy taksówką, w recepcji przywitał nas Europejczyk, więc jego angielski okazał się wyraźny i zrozumiały. Pokój był już gotowy, więc po chwili mogliśmy wyruszyć w miasto, szczególnie, że pogoda była wspaniała.
Zwiedzanie Kioto
Dzisiaj wędrowaliśmy przez dzielnice: Maruyama, Koen oraz Gion. Trochę po omacku trafiliśmy najpierw przed Sanmon świątyni Chion-in. Olbrzymia brama miała świadczyć o potędze sekty Jodo a później szogunów z rodu Tokugawa, którzy w 1633 r. nakazali odnowienie świątyni.
Okazały zespół świątynny powstał w miejscu, gdzie Honnen, założyciel sekty Jodo zaczął nauczać w 1175 r. Jego szczątki zostały pochowane na terenie świątyni w mauzoleum Gonken-do, niedostępnym dla publiczności. Wychodząc z kompleksu świątynnego, po przejściu pięknego parku i kilku malowniczych uliczek wkroczyliśmy do dzielnicy Koen.
Z naszej obserwacji wynika, że niedziela to doskonały dzień na spacer po tym rewirze. Obawiam się, że gdybyśmy trafili tam w tygodniu, mogłoby nie być tak gwarnie i ludowo. Chociaż możliwe, że ze względu na atrakcyjność miejsca, w sezonie jest tam podobnie każdego dnia.
Japonek przechadzających się w tradycyjnych strojach było tak dużo, iż przyznam, że pod koniec dnia robiły już na mnie mniejsze wrażenie. Poza tym marzyła mi się prawdziwa geiko lub chociaż maiko.
Cały spacer, mimo iż długi i miejscami kłopotliwy (jak nigdy, mamy problemy ze znalezieniem dróg zgodnych z przewodnikiem) był naprawdę fantastyczny.
Dzielnica Koen, ze swoimi krętymi uliczkami, pełnymi sklepików i restauracji, mieniąca się wszystkimi kolorami tak kimon, jak i nowoczesnych strojów – nie może zostać pominięta przez turystów.
Zwieńczeniem naszego przemarszu była świątynia Kiyomizu-dera, skąd można podziwiać panoramę miasta.
Drogę powrotną do hotelu zaplanowaliśmy przez dzielnicę Gion, którą kojarzy każdy, kto czytał, chociaż jedną historię o gejszy. Przy okazji odrobina teorii:
W Kioto, dawnej stolicy Japonii, gejszami byli mężczyźni ubrani w kobiece stroje. Ich rola polegała na zapewnieniu gościom towarzystwa i rozrywki.
Gejsze, których historie można poznać dzięki takim tytułom jak „Wyznania Gejszy” (Arthur Golden), „Gejsza z Gion” (Mineko Iwasaki) lub „Uśmiech Gejszy” (Ursula Richter) to maiko (rozpoczynająca karierę) i geiko (po pełnym awansie, w pięknym ozdobnym kimonie).
My wracaliśmy ulicami Gion, wczesnym wieczorem. Wraz z rozpoczynającą się porą kolacyjną wzrasta prawdopodobieństwo, że jakaś Maiko lub Geiko, została poproszona o towarzystwo.
Byłam zachwycona, gdy usłyszałam dźwięk drobnych dzwoneczków. Widok idących ulicą, czterech Maiko wraz z opiekunką, był wisienką na torcie dzisiejszego dnia.
*Shinkansen (dosłownie „nowa magistrala”), czyli pociąg pocisk. Ciekawostka: shinkanseny, mogą w skali roku, spóźnić się najwyżej o 36 sekund – i tylko w porze tajfunów.
Ostatnio komentowane